Archiwum maj 2008, strona 2


maj 11 2008 Znów
Komentarze: 0

Kolejny raz dzieje się to samo, mam wrażenie. Taka inspiracja, jestem pod wrażeniem, pod... "urokiem", nie wiem jak to nazwać. Dzieje się coś delikatnego, subtelnego, ale powoli, tak że nie da się zauważyć zmian z dnia na dzień, ale po dłuższym czasie oglądam się i myślę - zabrnęłam za daleko? Chcę ciągle od nowa, spojrzenia, bliskości... to mi daje siłę, poczucie wartości. Znów przez kogoś - niedobrze. Ale uzależniam się tak łatwo. To takie... nawet nie "przyjemne", to inne uczucie, takie... miękkie i miłe. Sama nie wiem, a właściwie wiem jedno - tak nie powinno być, ja - muszę być sama i niezależna, a już na pewno w tym przypadku. Bo i tak "nic nie".

 

Zakochałam się w Comie. Jest wspaniała. Ten głos, ta muzyka, te teksty. Kocham. Słucham.

 

"ja w twoich ramionach - nieistotny dysonans"

framboise : :
maj 07 2008 jednak
Komentarze: 0

Czasem myślę za dużo i nieskładnie, czasem moja podświadomość, moje potrzeby są silniejsze. I teraz są. Moje przyzwyczajenia - tak łatwo uzależnić się od kogoś, nie musi to być nawet TO, coś wielkiego, ale uzależniłam się. I teraz brak mi, Brak, i - tęsknię? Może nie... a może już tak. A wiem że tak nie może być, że jestem sama i muszę tak żyć, i z tego być zadowolona.

 

Tak na marginesie - są takie chwile, że mam wrażenie samotności w tłumie. Czuję że mogłabym powiedzieć innym co czuję, ale nikt mnie tak naprawdę nie zrozumie. Bo nie ma dwóch takich samych osób i takich samych uczuć. Chcę to uzewnętrznić, ale nie umiem, nawet nie mogę. Bo powiedzenie to komuś kto nie zrozumie zmieni to, to już nie będzie "moje". Więc jakoś tak wydaję się sobie skazana na samotność i niezrozumienie... wiem że to strasznie brzmi, nie chodzi o jakieś górnolotne frazesy, tylko to tak troszkę jest. Takie zagubienie.

 

No więc wracając... Jest mi teraz w jakiś sposób źle. Dyskomfort. Oczekiwanie, a ja nie chcę na nic czekać, na nic na co nie mam wpływu. A tu - już się stało, już czekam. Niedobrze! I przyszło mi teraz do głowy - a co jeśli takie prawdziwe szczęście to wtedy kiedy jesteśmy SAMI i wtedy czujemy że to jest to, że nic nam nie brakuje. Może wtedy można coś zacząć, w coś się angażować... kiedy się wie, że jak coś nie wyjdzie, to będzie i tak dobrze. Ja tak jeszcze nie czuję, nie umiem. A chcę umieć.

A tu ciągle: ja i... to "i", jego ma nie być, mam być tylko ja. Boże, a tyle rzeczy widzę, tyle odczuć, takich że coś mnie ściska w żołądku... takie małe marzenia, stoisz obok i widzisz jak już-już się spełniają, coś takiego... nie wiem jak to opisać, wszystko w środku wywraca się do góry nogami, kręci się w głowie, chce się śmiać i myśli się, że to jakiś kawałek nieba, patrzysz komuś w oczy i widzisz w nich swoje miejsce. A potem widzisz, że nie jesteś dość dobry na to, że to są tylko twoje marzenia i wyobrażenia. że ty się chcesz widzieć w tych oczach. I to jest najgorsze - wiedzieć jak można być szczęśliwym, mieć tę świadomość, a jednocześnie wiedzieć że nigdy tak nie będzie.

 

Znów nieskładnie, znów nie to co chciałam napisać...

framboise : :
maj 06 2008 meritum
Komentarze: 0

Znów taki piękny dzień. Myślę - tak cudownie, tak pięknie jest na tym świecie. Trzeba umieć się cieszyć, trzeba umieć to widzieć. Tak, napiszę to wszystko a potem będę sobie czytać jak mnie dopadnie kolejne czarnowidztwo albo dołek... 

Patrzę za okno... i widzę dachy, czerwone dachówki, dachy tego miasta... Wrocław... zielone drzewa, świeża zieleń, jakby wołały chce nam się żyć! I niebo, wielkie niebo, 2/3 mojego za-oknem-świata, zachód słońca, złoto, czerwone złoto. Ludzie żyją - i nie widzą, a piękno jest tuż za oknem. Zapach wiosny, kasztanów, ogarnia mnie... i chcę się nim stać i lecieć dalej, nad Odrę, na łąki, patrzeć na biegających po wałach, na psy, rodziny, zmarszczki wody, szumiące trzciny...  Poczuć chłód na ramionach, miękkość pod palcami... i nie potrzebować nic więcej.

 

... jestem cząstką tego świata.

framboise : :
maj 02 2008 Cena zwycięstwa
Komentarze: 0

W pewnej chwili życia zaczyna się nagle wydawać że ma się ileś dróg i żadna nie wydaje się dość dobra. Każdej czegoś brakuje. Każda decyzja powoduje że coś się traci, ma się ciągle ochotę na więcej, taka zachłanność. I nigdy nic do końca nie pasuje. I w końcu taka mała paranoja - jest się ciągle niezadowolonym, zamiast skupić się na tych pozytywach wyborów. Ale nie o to mi dzisiaj chodzi.

 

Dzisiaj ja myślę nad wyborami. Co prawda wiem który jest dobry, mam po prostu ułatwione zadanie (uff...). Ale sam fakt dość daje mi do myślenia. Więc - wiem że na dużo mnie stać i dużo mogłabym osiągnąć, więcej niż inni, ponad przeciętność. Ale to kosztowałoby dużo (no może względnie dużo) pracy. Z drugiej strony - mam przyjemność. Miłe chwile, poczucie bycia fajnym, a jakże, dowartościowanie zakompleksionego ego. Ale to ulotne. To się skończy, potrwa do czerwca, może następny rok, a potem zostanę sama z sobą i koniec. Ciągnie mnie cholernie do tej drugiej opcji, choć wiem że to nie dla mnie. Czuję że gdzieś tam na dnie podświadomości, nieraz nawet tak na serio, jest taka malutka nadzieja... a może on się zakocha, może zmieni zdanie, może się zmieni... Ale rozsądek mówi - nie. Po pierwsze: nic się nie zmieni, będziesz dla niego dodatkiem, tak jak jesteś. Po drugie - nie chcesz się angażować, to nie jest dobre.  

Tyle że ja mam to coś w sobie... Tę potrzebę bycia dla kogoś. Nie zmieni tego nawet podziw, nawet średnia 5,0.

Ale nie mogę być dla niego.  

framboise : :